Nasz team


Skoro już coś tłumaczymy w zespole, to postanowiliśmy naskrobać coś o
sobie :p W skład naszego teamu wchodzi jak na razie trójka osób.

Tymexbot


Jestem Tymexbot, tłumacz, grafik, korektor. Komiksy Marvela czytuję od niemalże 2 lat na bieżąco, ale pierwszym komiksem jaki przeczytałem z tego wydawnictwa był albo X-4 od Mandragory albo Iron Man z jakieś serii dla dzieci Egmontu. Propsuję historie z X-Menami, a lubię też Daredevila. Psychofan Donny'ego Catesa i ostrego jedzenia.

Scarecrow

Znalezione obrazy dla zapytania x-men comics

Jestem Scarecrow i jestem tłumaczem. Z Marvela najbardziej lubię
X-Men oraz Deadpoola.

Superior Krauzerek


Cześć, jestem Superior Krauzerek. Komiksami Marvela interesuję się od przeszło 12 lat i nadal mi się nie znudziły, co tylko dowodzi jak dobry jest Marvel. Będę w tej grupce robił za tłumacza oraz grafika. Moimi ulubionymi bohaterami są: Deadpool, Spider-Man Peter/Miles, Dr Dziwago i Moon Knight. Dan Slott, Garth Ennis i Bendis są najlepszymi scenarzystami 😉


PAN TRANSLACJUSZ (BOSS TEAMU)


Witam, jestem Pan Tadeusz Translacjusz od nie dawna TKT-owicz. Chciałbym wam w skrócie opisać kim jestem, posłuchajcie więc.


Moja historia zaczyna się gdy jestem młodym nastoletnim ziemniakiem i mieszkam w koszyku na bazarze. Tego dnia gdzieś koło południa wykupiono moich rodziców, widziałem jak zostali zjedzeni jeden stragan dalej. Z nadmiaru emocji, rozpaczy, wściekłości i chęci zemsty wypadłem z koszyka i potoczyłem się na ulice. Zdążyłem jeszcze zobaczyć, chłopca odpychającego z jezdni niewidomego starszego pana, gdyby nie ten chłopiec tego staruszka przejechała by ciężarówka, przejechała nas. Były na niej jakieś chemikalia, wylały się na nas. Obudziłem się następnego dnia, powiedzieli mi, że jestem w stanie krytycznym gdyż miałem zawyżony cholesterol, a i byłem napromieniowany… Mojego ratunku podjął się pewien znany chirurg, którego imienia niestety zapomniałem. Po operacji przypomniałem sobie, że nie powiedziałem chirurgowi o moim napromieniowaniu. Nadrobiłem to, a on na to “No cóż, w zasadzie to faktycznie po twojej operacji kręci mi się lekko w głowie” Ale powiedział, że nic mu nie będzie… Zmienił zdanie po walnięciu w drzewo.

W poszukiwaniu ratunku dla swoich rąk, które ucierpiały w wypadku pojechał do Tybetu, a ja zabrałem się z nim. Tam znaleźliśmy jakiegoś gościa co kazał się zwać pradawny, chociaż wyglądał na co najwyżej sto sześćdziesiąt. Nie potrafił mnie odpromieniować ale chociaż naprawił mi cholesterol. Nauczyłem się paru magicznych sztuczek ale gościu dostał świra i kazał nam lewitować Jaki, wtedy zrezygnowałem.

Zabrałem się autostopem z jakimś kolesiem, najemnikiem chyba. Niestety jestem dość żarłocznym ziemniakiem <kartoflem> i szybko przejedliśmy cały hajs… Poprosił żebym pomógł mu zarobić i wziął udział w jednej z jego akcji, zgodziłem się. Wszystko szło gładko, ale nasz wspólnik postanowił nas zdradzić i zabić, na szczęście w pobliżu był jakiś Egipski Bożek księżyca, Konschu czy jakoś tak. Mój kumpel od tamtego momentu dostał świra i zaczął latać w pidżamie po mieście bijąc bandytów, a ja po prostu zmartwychwstałem.

Postanowiłem kupić mieszkanie i zacząć normalne życie, lecz nie mogłem znaleźć pracy więc… Zacząłem prace w pewnej tajnej organizacji gdzie kazali mi chodzić w zielonym Spandexie. Zaprzyjaźniłem się tam z niejakim Bobem. Bob miał problemy bardzo podobne do moich, nie miał pieniędzy więc musiał zatrudnić się u tych Spandexiarzy. Pewnego razu po pracy poszliśmy na Chimachangas a tam spotkaliśmy Boba kumpla, charakteryzował się tym, że miał czerwono-czarną skarpetę na twarzy i fajne katany na plecach. Zjedliśmy po kilka Chimachangasów i poszliśmy balować do baru.

Obudziłem się następnego ranka, sam, bez gaci, atakowany przez niebieskie ślimaki. Wszedłem do najbliższego budynku i w ucieczce przed nimi wlazłem na sufit. Było wcześnie ale grupa licealistów już przyjechała na wycieczkę, oceniłem po ich rozmowach, że znajdujemy się w jakimś laboratorium. Siedziałem na tym suficie i czekałem aż nadarzy się okazja by zeskoczyć jakiemuś dzieciakowi do plecaka, gdy nagle ugryzł mnie jakiś pająk, momentalnie poczułem wyostrzenie się moich zmysłów, i ból po ugryzieniu, spadłem. W ostatniej chwili dotknąłem sufitu i nie spadłem, wisiałem na jednym palcu, co dziwne, w żaden sposób się nie trzymałem, mój palec przykleił się do sufitu. Wisiałem tak parę godzin lecz szybko mi się znudziło, postanowiłem obciąć sobie palec. Odciąłem, spadłem, i uświadomiłem sobie, że nigdy nie miałem palców, to mnie przeraziło, co sobie uciąłem? To było nie ważne, krzyczałem. I tak z otwartym ustami, zębami do dołu, krzycząc, spadłem na jakiegoś wycieczkowicza. Pewnie pomyślał, że go jakiś pająk ugryzł czy coś. Wyjąłem z niego zęby i wszedłem mu do plecaka, wyszedłem gdy opuściliśmy budynek.
Stwierdziłem, że mam dość jak na jeden dzień i że od dziś ograniczam przygody. W ciągu trzech miesięcy znalazłem żonę, mieliśmy trójkę małych kartofelków i z okazji naszej trzy miesięcznicy pojechaliśmy na wakacje do Sokovii. Spędziliśmy tam upojny tydzień, tylko w ostatnim tygodniu miasto zaczęło się unosić i zleciały się jakieś szare latające puszki. Stwierdziliśmy, że wyjeżdżamy ale po drodze pierdyknął w nas hulk i moja rodzina--chlip--oni wszyscy--chlip--zginęli… Tylko ja cudem przeżyłem w ostatnim momencie chowając się pod suknię żony. Gdy się wydostałem i zobaczyłem, że są martwi, poprzysiągłem sobie zemstę na hulku i wywołanie wojny bohaterów, lecz najpierw należało pozbyć się szarych latających mikrofalówek. Ci makaroniarze niby już wygrywali z tym królem mikrofalówek ale tak naprawdę nie mieli szans gdyby nie moja pomoc, Wziąłem zabawkowy miecz świetlny swojego syna, założyłem majtki na twarz i pobiegłem ku przeznaczeniu. O ironio potknąłem się o własne nogi i wpadłem do jakiejś dziury. W dziurze było jakieś opuszczone laboratorium, a w nim jakiś panel kontrolny z czerwonym guzikiem i… No co się robi w takiej sytuacji? Kliknąłem guzik i okazało się, że był to guzik autodestrukcji miasta Sokovia i tych mikrofalówek przy okazji. Choć nikt się o tym nie dowiedział, to ja ocaliłem świat przed tym złomem. I wybuchnąłem miasto w którego byłem wnętrzu, została ze mnie frytka… Smaczna frytka…
Umarłem…

Ale to nie był koniec historii mojego życia.
<$#%*& się ziomuś! Jak możesz nam to robić?! Kończyć w takim momencie?! Ej ludzie, chcecie poznać całą historię Translacjusza? Jestescie źli, że wam wszystkiego nie wyjawił? Ktoś to w ogóle to przeczytał? Dajcie znać w komentarzach>
~Pan Translacjusz <& Rysiolak>


2 komentarze: